|
|
|
|
|
|
| |
W latach 50-tych mszczonowscy harcerze tworzyli szczep, który należał do Hufca ZHP w Grodzisku Mazowieckim. Pierwszy obóz szczepu zorganizowano w Potyczy, koło Góry Kalwarii. W tym roku minęło od niego równo pięćdziesiąt lat. Aby uczcić tę rocznicę jego uczestnicy spotkali się na ognisku w Grzegorzewicach. Swą pomoc w zorganizowaniu ogniska zaoferował komendant Hufca ZHP Mszczonów Zbigniew Grabek. Do Grzegorzewic udało mu się zaprosić 15 druhów i druhen z ówczesnego mszczonowskiego harcerstwa oraz samego szczepowego- podharcmistrza Tadeusza Trzeciaka. Spotkanie rozpoczęto apelem, podczas którego uczczono minutą ciszy zmarłego hufcowego dh. hm. Jerzego Kowalczyka. Następnie szczepowy Trzeciak przypomniał zebranym historię powstania Szczepu. Jak wynikało z gawędy szczepowego w tamtych czasach, pomimo wiadomych przeciwności losu, w mszczonowskim harcerstwie czuć jeszcze było ducha wolności. Szczep w swojej działalności odwoływał się do ideałów przedwojennego skautingu. Nie trwało to jednak zbyt długo. Partia, przewodnia siła narodu, zadbała o to, aby zlikwidować organizację, w której przypominano o prawdziwym patriotyzmie. Druh Trzeciak został zmuszony do opuszczenia Mszczonowa. Stał się zbyt niewygodny dla mszczonowskich aparatczyków.
Po zakończeniu apelu wszyscy uczestnicy spotkania udali się na ognisko. Rozpoczęto je tradycyjnie pieśnią „Płonie ognisko w lesie...”. Ułożony misternie stos podpalił szczepowy Trzeciak. Oczywiście uczynił to jak nakazuje tradycja używając jednej zapałki. „Stokrotka”, „Pałacyk Michla”, „Jak dobrze nam”, „Dalej wesoło” i inne piosenki śpiewane były pewnie i głośno, jak przed 50 laty w Potyczy. Melodie do nich na akordeonie wygrywał dh Marek Seferyński. O tym gromkim śpiewaniu, którego echo pozostało w pamięci do dzisiaj opowiadała dh. Irena Zaczyńska. Prowadząca ognisko druhna Helena Dłużniak wciąż podsuwała swoim kolegom i koleżankom tytuły nowych utworów, a jednocześnie zachęcała ich do dzielenia się najciekawszymi i najradośniejszymi wspomnieniami z wakacji spędzonych w Potyczy. Dh. Elżbieta Manasterska, która była na obozie kwatermistrzem przypomniała jak codziennie wyglądał jej rower – podstawowy sprzęt harcerskiego zaopatrzeniowca. Ponoć zza wiszących na nim siatek z zakupami trudno było nawet dostrzec jego koła. Najmłodszy uczestnik obozu, wtedy kilkuletni –dh Waldemar Giryn dodał, że wielokrotnie do tego obładowanego pojazdu doczepiony był także jego wózek, w którym odbywał z druhną kwatermistrz wycieczki do sklepu i z powrotem. Dh Zbigniew Wojnar opowiedział o pladze komarów i dziegciu ofiarowanym przez leśniczego, który podobno miał pomóc uchronić się przed owadami. Harcerze smarowali nim głowy, a następnie zawijali na nich turbany, przez co cały obóz wyglądał jak arabski targ. Wesoło wspominał także przeprowadzoną akcję „Niewidzialnej ręki”. Grupa obozowiczów chciała pomóc rolnikom pracującym przy żniwach. Aby uczynić to w tajemnicy druhowie doczekali w ukryciu pory obiadowej. Gdy pracujący w polu udali się do domu na posiłek skauci – mieszczuchy szybko uporali się z zadaniem. Snopki przez nich ustawione nie stały jednak w rzędzie i nie każdy kłosami do góry, a co więcej wiele z nich powiązano nie do końca tak jak trzeba. Efekt działań „niewidzialnej ręki” był taki, że harcerze widząc jak zareagowali rolnicy po powrocie z obiadu, bali się wyjść ze swej kryjówki, gdyż z pewnością nie usłyszeliby od właścicieli pola słowa „dziękuję”. Dh. Elżbieta Trzeciak rozbawiła zebranych przypominając zabawę w ustawianie przez harcerskie pary „pomnika miłości”. Dh. Alicja Manasterska stwierdziła natomiast, że z perspektywy lat z rozrzewnieniem wspomina się nawet alarmy robione przez szczepowego. Podczas spotkania radosne chwile przeplatały się jednak także z momentami zadumy oraz smutku. Wspominano tych co odeszli. Przypomniano ponadto o tragicznej wieści, jaka pewnego dnia dotarła do Potyczy. Dotyczyła ona śmiertelnego wypadku mszczonowskich strażaków, w którym m.in. zginął ojciec jednego z uczestników obozu. Tematów do wspomnień nie brakowało przez całą noc. Przysłuchując się rozmowom i śpiewom „skautów z Potyczy” zrozumiałem, że dla nich ten pamiętny obóz był „wczoraj”. Te 50. lat minęło zbyt szybko, aby ci wciąż młodzi duchem harcerze mogli je wogóle dostrzec.
| |
| |
|
| autor: pio publikacja: GCI |
powrót |
| 2009-08-31 10:43:30 |
|
|
|
|
|
|